Korespondent regionalny Majdany Bankowego Agnieszka Wyrwicz rozmawia
z prof. Jakubem Workut-Rylskim, socjologiem kultury i ekonomii z Akademii Humanistycznej
i Sztuk Pięknych im. St. Wyspiańskiego.
"Kredyty walutowe udzielane w okresie 2004 – 2008 przyniosły bankom krociowe zyski, przy zerowym ryzyku, a banki, jak powiedziałem, nie grały uczciwie. Te zyski są lustrzanym odbiciem strat jakie ponieśli kredytobiorcy i powinny być podzielone miedzy bankami i kredytobiorcami. Połowa zysków zmniejszy straty o połowę" - powiedział w wywiadzie prof. Jakub Workut-Rylski. "To walutowi kredytobiorcy, i prawie wyłącznie oni, ponieśli koszty „zielonej wyspy” premiera Tuska. Gdzie indziej rządy musiały ratować banki. U nas nie trzeba było, bo banki ratowali kredytobiorcy frankowi i eurowi."
MB: To niezwykła wiadomość! Dowiadujemy się, że mamy
pomnik anonimowego kredytobiorcy.
Jakub Workut-Rylski: No cóż, własne doświadczenia i przeżycia są źródłem
najsilniejszych inspiracji dla twórców. A twórcy to też ludzie i kredyty biorą. I również we frankach, co przydarzyło się mojemu drogiemu koledze, wielkiemu
artyście.
MB: Dlaczego
dopiero teraz dowiadujemy sie, że ten niezwykły pomnik stworzono z myślą o
ludziach obciążonych kredytami?
Jakub
Workut-Rylski: Przyczyny są oczywiste. Banki nie pozwoliłyby na realizację
takiego pomnika. Bardzo się one starają, aby temat kredytów, szczególnie tych
we frankach szwajcarskich, pozostał ukryty pod kilkoma dywanami. A druga
przyczyna wynika z profilu psychologicznego i socjologicznego kredytobiorcy
tzw. frankowego, który jest przedmiotem moich badań … Tak, to naturalne, że takie badania są prowadzone. Jest to
przecież grupa obywateli licząca około 700 000 osób, a z rodzinami około 1.5 miliona,
znajdująca się w bardzo specyficznej sytuacji, która polega na tym, że mają
spłacić dwa razy więcej, niż pożyczyli, zakupili i planowali spłacać.
Oczywiście podwójnie w złotówkach, bo we frankach suma pozostaje nie zmieniona.
Spłaty plus inne koszty dorzucone przez banki zwiększyły niespodziewanie i bardzo
znacznie obciążenie finansowe tych rodzin, prawie dwukrotnie ponad to, co planowali. Jest to
skala poważnego kryzysu ekonomicznego. Dla porównania, mamy 1,7 miliona
bezrobotnych czyli ok. 14 % zatrudnionych. „Marzeniem” rządu, jest zmniejszenie
bezrobocie o 700 tysięcy, czyli do 8%, a wiec stanu, jaki zastała Platforma
Obywatelska, gdy doszła do władzy. A w przypadku kredytów frankowych mamy już te 700
tysięcy obywateli, którzy nie są co prawda, i na szczęście, bezrobotni – gdyby byli
to na pewno już przestaliby spłacać kredyt – ale którzy znajdują się w podobnie beznadziejnej
sytuacji finansowej. Dla wielu z nich, budżet na wydatki dowolne, czyli „disposable income”, jest taki, jakby nie
pracowali, bo dużą część ich dochódu pożera bank. I bezrobotny ma szansę na pracę, a
kredytobiorca pozostanie w tym dole jeszcze przez 15 czy 20 lat. Konsekwencje tej sytuacji sięgają wielu dziedzin: nastrojów społecznych, preferencji
politycznych, nastawienia do zmian ustrojowych, wewnętrznego popytu, rynku
nieruchomości, wychowania i wykształcenia dzieci, które przecież zależy od
budżetu rodzinnego i od wolnego czasu, jakim dysponują rodzice, itp. Jest to więc poważny kryzys, który w dodatku nie jest adresowany,
ani przez państwo, ani przez polityków. Prowadziłem te badania na zlecenie EU
Credit Research Centre w Londynie....
MB: Więc co wynika z tego profilu?
Jakub
Workut-Rylski: Między innymi, wynika to, że kredytobiorcy frankowi czują sie
zakłopotani, jakby sie wstydzili, tego, że zaciągnęli kredyt we frankach. To
wyjaśnia powściągliwość autora pomnika w tłumaczeniu jego rzeczywistej symboliki. Oni, czyli kredytobiorcy frankowi, nie lubią mówić, że wzięli taki
kredyt. A bankom i ich patronom politycznym, że się wyrażę kolokwialnie, w to graj, bo chcą uniknąć odpowiedzialności za ten kryzys. Zauważyła Pani, że na pomniku postaci wchodzące pod ...
MB: Przepraszam,
że przerwę Panu Profesorowi, ale planujemy rozmowę z autorem pomnika i tematem
rozmowy będzie właśnie jego forma i symbolika. Panie Profesorze, ale kredyt to
kredyt, z czego ta "wstydliwość" się bierze?
Jakub
Workut-Rylski: Te kredyty brano w latach 2005 - 2008. To był okres dużych
nadziei i optymizmu. Dołączyliśmy do Unii Europejskiej, rynek pracy na
Zachodzie otworzył się, bariery eksportowe upadły, inwestycje zagraniczne
wzrosły. Od 2004 do 2008 polskie GDP wzrosło aż o 50%. Nastroje - prawie
euforia. Złotówka idzie w górę, ceny nieruchomości w górę, podróże zagraniczne były bardzo dostępne finansowo. Ci co wierzyli w swoje umiejętność poradzenia
sobie w nowych warunkach systemowych, wykształceni, otwarci i rzutcy, uwierzyli, że może
być tylko coraz lepiej. Oni, zachęceni
przez banki, wzięli kredyt we frankach.
Zaufali nowej ideologii: wolnym rynkom i liberalizmowi, a te, w końcu 2008, z wielkim impetem obróciły się przeciwko nim, entuzjastom zmian, wolnych rynków i liberalizmu. Nagle koszty spłaty kredytu wzrosły o prawie 100%. Oni, i prawie wyłącznie oni, ponieśli koszty „zielonej wyspy” premiera Tuska. Gdzie indziej rządy musiały ratować banki. U nas nie trzeba było, bo uratowali banki kredytobiorcy frankowi i eurowi.
Zaufali nowej ideologii: wolnym rynkom i liberalizmowi, a te, w końcu 2008, z wielkim impetem obróciły się przeciwko nim, entuzjastom zmian, wolnych rynków i liberalizmu. Nagle koszty spłaty kredytu wzrosły o prawie 100%. Oni, i prawie wyłącznie oni, ponieśli koszty „zielonej wyspy” premiera Tuska. Gdzie indziej rządy musiały ratować banki. U nas nie trzeba było, bo uratowali banki kredytobiorcy frankowi i eurowi.
MB: Obawiam sie, że takie wytłumaczenie powodów tej wstydliwości
do mnie nie trafia.
Jakub
Workut-Rylski: Bo jeszcze nie skończyłem, miła pani. Pamięta może Pani z lektur lub z filmów postaci tych
ideowych fanatycznych komunistów, których Stalin masowo zsyłał do gułagu na Syberię lub
rozkazał rozstrzelać? Pomimo tego, co ich miało spotkało, wielu z nich nadal
wierzyło, że komunizm to był idealnym systemem, a oni, albo padli ofiarą jakiegoś wyjątkowego nieporozumienia, jakiejś anomalii, czy ślepego trafu, albo sami zawinili nie wykazując wystarczającej mądrości, gorliwości i entuzjazmu w budowaniu tego idealnego systemu. Wierzyli, że muszą zaakceptować swój los bez narzekania, w milczeniu i pokorze.
Nie chcieli przyczynić się swoim nieszczęsnym osobistym losem do osłabienia
tego rajskiego systemu i wiary innych w ten system i Partię. Wielu
kredytobiorców frankowych są takimi wyznawcami rynków i liberalizmu, a nawet,
chyba ciągle w większości, także Platformy Obywatelskiej. Obwiniają sami siebie, że podjęli to ryzyko i przegrali z rynkami finansowymi, czyli, jak wierzą, ze ślepym losem, więc wszystko było fair. W tym przekonaniu utwierdzają ich media, które są dochodami z reklam uzależnione od banków; politycy – karierą,
dotacjami i kolesiostwem powiązani z bankami; urzędnicy państwowi, jak, na
przykład, Prezes KNF Jakubiak - który z banku wyszedł i do banku wróci, a także bankowi
trolle i tituszki na forach internetowych. To jest jedna wielka pralnia mózgów.
MB: A nie przegrali oni z rynkami, czyli losem?
Jakub Workut-Rylski: Proszę Pani, nic nie było fair. Trzeba być naiwnym lub zaślepionym, żeby widzieć tę sytuacje jako "rękę wolnego
rynku". Trzymając sie metafor z gier losowych, twierdzę, że banki grały znaczonymi kartami. Po
pierwsze, banki miały wiedzę, dającą podstawy do oczekiwania, że kurs złotówki ulegnie
znacznemu obniżeniu. W 2004 dołączyliśmy
do Unii Europejskiej i zaczęły płynąć stamtąd fundusze i dopłaty unijne. Rynek
pracy na Zachodzie otworzył się i od emigrantów płynął kolejny strumień walut.
Eksport do krajów UE i inwestycje zagraniczne wzrosły - i znowu strumienie walut
do kraju. Rezultatem była nierównowaga na rynku pieniądza w Polsce, która spowodowała,
że kurs złotówki szedł w górę, kurs walut w dół. W tym okresie banki dawały
kredyty walutowe – nawet po 2 zl za frank. Nie było żadnej interwencji NBP zmierzającej
do osłabienia złotówki. Wnioskuję, że banki i politycy musieli wiedzieć, że to
tymczasowa anomalia, że po okresie przejściowym przypływy walut do kraju zrównoważą
się z podażą złotówki i kurs złotówki znowu pójdzie w dół, wracając do jej wartości realnej. Bankowcy są
ekspertami, oni to wiedzieli - realną wartość waluty można przecież obliczyć - mimo
to oferowali kredyty walutowe. Informowali kredytobiorców, że "kurs waluty
może wzrosnąć lub zmaleć". A wiedzieli, ze tylko jeden kierunek tej zmiany,
to jest wzrost kursu franka, jest prawdopodobny. Zresztą, gdy równowaga wróciła,
to przestali dawać kredyty walutowe, bo „za duże ryzyko”, ale teraz chodziło o ryzyko dla
banków…
Po drugie, nazwanie
tych kredytów "hipotecznymi" było oszukaństwem, bo one gwarantowane
były nie tylko hipoteką na zakupioną nieruchomości,
ale całym majątkiem kredytobiorcy i jego przyszłymi dochodami. A jeszcze nasze
prawo zrobiło ten kredyt dziedziczny. Taki „hipoteczny” kredyt był ewenementem
w skali światowej, siódmym niebem dla banków – to nasi politycy i urzędnicy na
to pozwolili.
MB: Co by sie działo, gdyby to był prawdziwy
kredyt hipoteczny?
Jakub
Workut-Rylski: To, co stało się w USA w 2009 i 2010 roku. Gdy wartość nieruchomości
maleje w znaczący sposób poniżej kredytu za który została ona kupiona - może to
być spowodowane obniżeniem cen na rynku lub wzrostem kursu waluty kredytu - to wtedy właściciel-kredytobiorca oddaje nieruchomość bankowi i w ten sposób uwalnia się od długu. Nie opłaca mu się ten dług spłacać, bo na rynku kupi taką
nieruchomość znacznie poniżej wartości długu. I teraz bank martwi się co z taką zwróconą nieruchomością
zrobić. No, ale w banku pracują profesjonaliści i mają większe zasoby, więc
jest fair. Trochę straci bank, a trochę kredytobiorca. Po kryzysie 2009 w USA, gdy
kredytobiorcy masowo zwracali bankom klucze do domów, bankom pomógł rząd i
jeszcze na tym zarobił. Już po dwóch, trzech latach, po szczycie kryzysu, banki
i kredytobiorcy wyszli z dołka i powrócił "business as usual".
Natomiast w
Polsce, gdzie kredyt jest oszukańczo-hipoteczny, oddanie nieruchomości bankowi
nie było dostępnym rozwiązaniem, bo wtedy dług nie znika, ani się nie zmniejsza
- jego gwarancją jest przecież cały majątek i dochody, również spadkobierców.
Walutowi kredytobiorcy nie mieli żadnego wyboru tylko spłacać kredyt w pełni do końca. Tak czy siak bank odebrałby go sobie od nich w pełnym wymiarze. Spłacają więc często kosztem wielkich wyrzeczeń, bo takiego obciążenia dla swoich rodzinnych budżetów nie zakładali. Na marginesie, wobec faktu, że kredytobiorcy nie mają innej opcji poza spłacaniem, jakże cynicznie brzmią wypowiedzi, różnych ekspertów bankowych, którzy twierdzą, że skoro 95% kredytów walutowych jest spłacanych regularnie, to niepotrzebna jest jakakolwiek pomoc dla tych kredytobiorców. Słyszymy to od prezesa Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka, od publicysty Forbes Pawła Zielewskiego, od redaktora Gazety Wyborczej Macieja Samcika. To tak, jakby powiedzieć, nie ratujmy powodzian, bo ich głowy unoszą się jeszcze nad powierzchnią wody. Po prostu, podłe.
Obejrzyj galerię zdjęć pomnika Kredytobiorcy Walutowego
Walutowi kredytobiorcy nie mieli żadnego wyboru tylko spłacać kredyt w pełni do końca. Tak czy siak bank odebrałby go sobie od nich w pełnym wymiarze. Spłacają więc często kosztem wielkich wyrzeczeń, bo takiego obciążenia dla swoich rodzinnych budżetów nie zakładali. Na marginesie, wobec faktu, że kredytobiorcy nie mają innej opcji poza spłacaniem, jakże cynicznie brzmią wypowiedzi, różnych ekspertów bankowych, którzy twierdzą, że skoro 95% kredytów walutowych jest spłacanych regularnie, to niepotrzebna jest jakakolwiek pomoc dla tych kredytobiorców. Słyszymy to od prezesa Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka, od publicysty Forbes Pawła Zielewskiego, od redaktora Gazety Wyborczej Macieja Samcika. To tak, jakby powiedzieć, nie ratujmy powodzian, bo ich głowy unoszą się jeszcze nad powierzchnią wody. Po prostu, podłe.
Obejrzyj galerię zdjęć pomnika Kredytobiorcy Walutowego
MB: Wróćmy do tych "znaczonych kart",
którymi, według Pana Profesora, grały banki. Podał Pan dwa przykłady, a czy są
inne?
Jakub
Workut-Rylski: Było ich więcej. Bardzo wiele umów na kredyty frankowe miały
klauzule wymagające od kredytobiorców, aby spłacali we frankach szwajcarskich,
ale kupionych w banku. Bank ustalał kurs franka i był on od 8 do 10 procent
wyższy od kantorowego – to były te „spready”. Były też klauzule, które pozwalały
zarządowi banku zmieniać oprocentowanie kredytu niezależnie od rynkowych wskaźników.
Także klauzule o karze za wcześniejszą spłatę kredytu. Banki zmuszały
kredytobiorców do wykupienia ubezpieczenia kredytu, które oferował partner
banku po niekorzystnych cenach. Banki nakłaniały do brania walutowych kredytów poprzez
udzielanie większych kredytów w walutach niż w złotówkach. Klient miał wybór,
albo kupić mieszkanie za kredyt walutowy, albo nie mieć mieszkania, bo otrzymany
kredyt złotówkowy byłby za niski. Poza tym modele obliczeniowe zdolności kredytowej
stosowane przez banki nie uwzględniały ryzyka zmiany kursu waluty.
Wielki błąd
kredytobiorców frankowych polega na idealizowaniu rynku i liberalizmu. Rynek
nie jest sprawiedliwy ani neutralny. Polski liberalizm stwarza większe możliwości ludziom
bez skrupułów oraz silniejszym uczestnikom rynku. Wielcy gracze rynkowi mają więcej
informacji, mogą manipulować informacją, mogą rynek „ustawić”, mogą zyskać
wpływy w administracji państwowej i w mediach. A jeżeli rząd jest po stronie
wielkich graczy, to obywatel naprawdę ma małe szanse sukcesu. Więc to nie było
tak, że kredytobiorcy walutowi podjęli świadomie ryzyko i przegrali w sprawiedliwej
grze losowej jakim miał być rzekomo rynek. Oni przegrali w grze z szulerami.
Powinni widzieć siebie, jako ofiary banków i polityków, i postępować jak
ofiary, czyli żądać sprawiedliwości.
MB: Na czym polegałaby sprawiedliwość w tym
przypadku?
Jakub
Workut-Rylski: Kredyty walutowe udzielane w okresie 2004 – 2008 przyniosły
bankom krociowe zyski, przy zerowym ryzyku, a banki, jak powiedziałem, nie
grały uczciwie. Te zyski są odbiciem strat jakie ponieśli kredytobiorcy i powinne
być podzielone miedzy bankami i kredytobiorcami.
Co za ściema, ten pomnik symbolizujący zejście ludzi do podziemia w czasie wojny stoi na świdnickiej dużo dłużej niż najstarszy kredyt walutowy. Po co te tanie chwyty zachęcające do czytania, skoro tekst sam w sobie jest wartościowy?
OdpowiedzUsuńNie wiem czy to prawda z tym pomnikiem, ale jeżeli nawet nie, do swietny pomysl, aby to był pomnik Kredytobiorcy. Te smutne zrezygnowane postaci wchodzące pod ziemię, spędzjące pod ziemią, metaforycznie, okres spłaty, i na koniec wychodzące spod ziemi, umęczone i nadal smutne. Ten pomysł daje pomnikowi dobry sens, bo dotad to była taka gra absurdu.
UsuńW czasie wojny to tutaj tylko Niemcy schodzili do podziemia. Postawili pomnik Niemcom z II wojny?! Chyba cos ci sie kochasiu pokręciło.
UsuńTekst wartosciowy, ale sciemy nie widzę. Absolutnie nie jest prawdą, że pomnik jest starszy od najstarszego kredytu walutowego. Nie jest prawdą, że to pomnik ludzi schodzących (i wychodzących?) z podziemia. Jcy ludzie i z jakiego podziemia? Pomnik był odsłonięty jako pomnik Przechodnia a jest popularnie zwany "Przejscie" - z powodów wyjasnionych w wywiadzie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że jest starszy. Jego koncepcja powstała bodajże w Stanie Wojennym.
UsuńKoncepcja, rozumiana jako mglisty zarys przyszłych działań, to może i powstała w stanie wojennym. Ale koncepcja kredytów walutowych pewnie sięga co najmniej czasów Renesansu, a więc jest starsza. Ale żarty na bok, liczy się przede wszystkim interpretacja twórcy, a ta ewoluuje w sposób ciągły przez fazę koncepcji, projektu, realizacji,a nawet może być "podostrzona" i po realizacji, na przykład, w reakcji na przyjecie i odbiór pomnika przez publikę, i na jej potrzeby. A Autor mówi - postawiłem pomnik Kredytobiorcom.
UsuńWszystkich zainteresowanych pozwem zbiorowym przeciwko BPH (dawne GE) zapraszam na http://www.frankiwbph.pl/. Mamy już ponad 230 osób!!!!
OdpowiedzUsuńkredyty w obcych walutach są zawsze nie bezpieczne najlepiej brać w polskiej. Poczytajcie więcej tutaj, umieszczam wpisy dotyczące kredytów.
OdpowiedzUsuń