26 maja 2014

Sensacja! Pomnik kredytobiorcy w naszym mieście! Frankowego?!

Korespondent regionalny Majdany Bankowego Agnieszka Wyrwicz rozmawia z prof. Jakubem Workut-Rylskim, socjologiem kultury i ekonomii z Akademii Humanistycznej i Sztuk Pięknych im. St. Wyspiańskiego.

"Kredyty walutowe udzielane w okresie 2004 – 2008 przyniosły bankom krociowe zyski, przy zerowym ryzyku, a banki, jak powiedziałem, nie grały uczciwie. Te zyski są lustrzanym odbiciem strat jakie ponieśli kredytobiorcy i powinny być podzielone miedzy bankami i kredytobiorcami. Połowa zysków zmniejszy straty o połowę" - powiedział w  wywiadzie prof. Jakub Workut-Rylski. "To walutowi kredytobiorcy, i prawie wyłącznie oni, ponieśli koszty „zielonej wyspy” premiera Tuska. Gdzie indziej rządy musiały ratować banki. U nas nie trzeba było, bo banki ratowali kredytobiorcy frankowi i eurowi."


MB: To niezwykła wiadomość! Dowiadujemy się, że mamy pomnik anonimowego kredytobiorcy.
Jakub Workut-Rylski: No cóż, własne doświadczenia i przeżycia są źródłem najsilniejszych inspiracji dla twórców. A twórcy to też ludzie i kredyty biorą. I również we frankach, co przydarzyło się mojemu drogiemu koledze, wielkiemu artyście.  


 MB: Dlaczego dopiero teraz dowiadujemy sie, że ten niezwykły pomnik stworzono z myślą o ludziach obciążonych kredytami?
Jakub Workut-Rylski: Przyczyny są oczywiste. Banki nie pozwoliłyby na realizację takiego pomnika. Bardzo się one starają, aby temat kredytów, szczególnie tych we frankach szwajcarskich, pozostał ukryty pod kilkoma dywanami. A druga przyczyna wynika z profilu psychologicznego i socjologicznego kredytobiorcy tzw. frankowego, który jest przedmiotem moich badań … Tak, to naturalne, że takie badania są prowadzone. Jest to przecież grupa obywateli licząca około 700 000 osób, a z rodzinami około 1.5 miliona, znajdująca się w bardzo specyficznej sytuacji, która polega na tym, że mają spłacić dwa razy więcej, niż pożyczyli, zakupili i planowali spłacać. Oczywiście podwójnie w złotówkach, bo we frankach suma pozostaje nie zmieniona. Spłaty plus inne koszty dorzucone przez banki zwiększyły niespodziewanie i bardzo znacznie obciążenie finansowe tych rodzin, prawie dwukrotnie ponad to, co planowali. Jest to skala poważnego kryzysu ekonomicznego. Dla porównania, mamy 1,7 miliona bezrobotnych czyli ok. 14 % zatrudnionych. „Marzeniem” rządu, jest zmniejszenie bezrobocie o 700 tysięcy, czyli do 8%, a wiec stanu, jaki zastała Platforma Obywatelska, gdy doszła do władzy. A w przypadku kredytów frankowych mamy już te 700 tysięcy obywateli, którzy nie są co prawda, i na szczęście, bezrobotni – gdyby byli to na pewno już przestaliby spłacać kredyt – ale którzy znajdują się w podobnie beznadziejnej sytuacji finansowej. Dla wielu z nich, budżet na wydatki dowolne, czyli  „disposable income”, jest taki, jakby nie pracowali, bo dużą część ich dochódu pożera bank. I bezrobotny ma szansę na pracę, a kredytobiorca pozostanie w tym dole  jeszcze przez 15 czy 20 lat. Konsekwencje tej sytuacji sięgają wielu dziedzin: nastrojów społecznych, preferencji politycznych, nastawienia do zmian ustrojowych, wewnętrznego popytu, rynku nieruchomości, wychowania i wykształcenia dzieci, które przecież zależy od budżetu rodzinnego i od wolnego czasu, jakim dysponują rodzice, itp. Jest to więc poważny kryzys, który w dodatku nie jest adresowany, ani przez państwo, ani przez polityków. Prowadziłem te badania na zlecenie EU Credit Research Centre w Londynie....

MB: Więc co wynika z tego profilu?
Jakub Workut-Rylski: Między innymi, wynika to, że kredytobiorcy frankowi czują sie zakłopotani, jakby sie wstydzili, tego, że zaciągnęli kredyt we frankach. To wyjaśnia powściągliwość autora pomnika w tłumaczeniu jego rzeczywistej symboliki. Oni, czyli kredytobiorcy frankowi, nie lubią mówić, że wzięli taki kredyt. A bankom i ich patronom politycznym, że się wyrażę kolokwialnie, w to graj, bo chcą uniknąć odpowiedzialności za ten kryzys. Zauważyła Pani, że na pomniku postaci wchodzące pod ...
MB: Przepraszam, że przerwę Panu Profesorowi, ale planujemy rozmowę z autorem pomnika i tematem rozmowy będzie właśnie jego forma i symbolika. Panie Profesorze, ale kredyt to kredyt, z czego ta "wstydliwość" się bierze?
Jakub Workut-Rylski: Te kredyty brano w latach 2005 - 2008. To był okres dużych nadziei i optymizmu. Dołączyliśmy do Unii Europejskiej, rynek pracy na Zachodzie otworzył się, bariery eksportowe upadły, inwestycje zagraniczne wzrosły. Od 2004 do 2008 polskie GDP wzrosło aż o 50%. Nastroje - prawie euforia. Złotówka idzie w górę, ceny nieruchomości w górę, podróże zagraniczne były bardzo dostępne  finansowo. Ci co wierzyli w swoje umiejętność poradzenia sobie w nowych warunkach systemowych, wykształceni, otwarci i rzutcy, uwierzyli, że może być tylko coraz lepiej. Oni, zachęceni przez banki, wzięli kredyt we frankach. 
Zaufali nowej ideologii: wolnym rynkom i liberalizmowi, a te, w końcu 2008, z wielkim impetem obróciły się przeciwko nim, entuzjastom zmian, wolnych rynków i liberalizmu. Nagle koszty spłaty kredytu wzrosły o prawie 100%. Oni, i prawie wyłącznie oni, ponieśli koszty „zielonej wyspy” premiera Tuska. Gdzie indziej rządy musiały ratować banki. U nas nie trzeba było, bo uratowali banki kredytobiorcy frankowi i eurowi.

MB: Obawiam sie, że takie wytłumaczenie powodów tej wstydliwości do mnie nie trafia.
Jakub Workut-Rylski: Bo jeszcze nie skończyłem, miła pani. Pamięta może Pani z lektur lub z filmów postaci tych ideowych fanatycznych komunistów, których Stalin masowo zsyłał do gułagu na Syberię lub rozkazał rozstrzelać? Pomimo tego, co ich miało spotkało, wielu z nich nadal wierzyło, że komunizm to był idealnym systemem, a oni, albo padli ofiarą jakiegoś wyjątkowego nieporozumienia, jakiejś anomalii, czy ślepego trafu, albo sami zawinili nie wykazując wystarczającej mądrości, gorliwości i entuzjazmu w budowaniu tego idealnego systemu. Wierzyli, że muszą zaakceptować swój los bez narzekania, w milczeniu i pokorze. Nie chcieli przyczynić się swoim nieszczęsnym osobistym losem do osłabienia tego rajskiego systemu i wiary innych w ten system i Partię. Wielu kredytobiorców frankowych są takimi wyznawcami rynków i liberalizmu, a nawet, chyba ciągle w większości, także Platformy Obywatelskiej. Obwiniają sami siebie, że podjęli to ryzyko i przegrali z rynkami finansowymi, czyli, jak wierzą, ze ślepym losem, więc wszystko było fair. W tym przekonaniu utwierdzają ich media, które są dochodami z reklam uzależnione od banków; politycy – karierą, dotacjami i kolesiostwem powiązani z bankami; urzędnicy państwowi, jak, na przykład, Prezes KNF Jakubiak - który z banku wyszedł i do banku wróci, a także bankowi trolle i tituszki na forach internetowych. To jest jedna wielka pralnia mózgów.

MB: A nie przegrali oni z rynkami, czyli losem?
Jakub Workut-Rylski: Proszę Pani, nic nie było fair. Trzeba być naiwnym lub zaślepionym, żeby widzieć tę sytuacje jako "rękę wolnego rynku". Trzymając sie metafor z gier losowych,  twierdzę, że banki grały znaczonymi kartami. Po pierwsze, banki miały wiedzę, dającą podstawy do oczekiwania, że kurs złotówki ulegnie znacznemu obniżeniu. W 2004  dołączyliśmy do Unii Europejskiej i zaczęły płynąć stamtąd fundusze i dopłaty unijne. Rynek pracy na Zachodzie otworzył się i od emigrantów płynął kolejny strumień walut. Eksport do krajów UE i inwestycje zagraniczne wzrosły - i znowu strumienie walut do kraju. Rezultatem była nierównowaga na rynku pieniądza w Polsce, która spowodowała, że kurs złotówki szedł w górę, kurs walut w dół. W tym okresie banki dawały kredyty walutowe – nawet po 2 zl za frank. Nie było żadnej interwencji NBP zmierzającej do osłabienia złotówki. Wnioskuję, że banki i politycy musieli wiedzieć, że to tymczasowa anomalia, że po okresie przejściowym przypływy walut do kraju zrównoważą się z podażą złotówki i kurs złotówki znowu pójdzie w dół, wracając do jej wartości realnej. Bankowcy są ekspertami, oni to wiedzieli - realną wartość waluty można przecież obliczyć - mimo to oferowali kredyty walutowe. Informowali kredytobiorców, że "kurs waluty może wzrosnąć lub zmaleć". A wiedzieli, ze tylko jeden kierunek tej zmiany, to jest wzrost kursu franka, jest prawdopodobny. Zresztą, gdy równowaga wróciła, to przestali dawać kredyty walutowe, bo „za duże ryzyko”, ale teraz chodziło o ryzyko dla banków…
Po drugie, nazwanie tych kredytów "hipotecznymi" było oszukaństwem, bo one gwarantowane były  nie tylko hipoteką na zakupioną nieruchomości, ale całym majątkiem kredytobiorcy i jego przyszłymi dochodami. A jeszcze nasze prawo zrobiło ten kredyt dziedziczny. Taki „hipoteczny” kredyt był ewenementem w skali światowej, siódmym niebem dla banków – to nasi politycy i urzędnicy na to pozwolili.
MB: Co by sie działo, gdyby to był prawdziwy kredyt hipoteczny?
Jakub Workut-Rylski: To, co stało się w USA w 2009 i 2010 roku. Gdy wartość nieruchomości maleje w znaczący sposób poniżej kredytu za który została ona kupiona - może to być spowodowane obniżeniem cen na rynku lub wzrostem kursu waluty kredytu - to wtedy właściciel-kredytobiorca oddaje nieruchomość bankowi i w ten sposób uwalnia się od długu. Nie opłaca mu się ten dług spłacać, bo na rynku kupi taką nieruchomość znacznie poniżej wartości długu.  I teraz bank martwi się co z taką zwróconą nieruchomością zrobić. No, ale w banku pracują profesjonaliści i mają większe zasoby, więc jest fair. Trochę straci bank, a trochę kredytobiorca. Po kryzysie 2009 w USA, gdy kredytobiorcy masowo zwracali bankom klucze do domów, bankom pomógł rząd i jeszcze na tym zarobił. Już po dwóch, trzech latach, po szczycie kryzysu, banki i kredytobiorcy wyszli z dołka i powrócił "business as usual".
Natomiast w Polsce, gdzie kredyt jest oszukańczo-hipoteczny, oddanie nieruchomości bankowi nie było dostępnym rozwiązaniem, bo wtedy dług nie znika, ani się nie zmniejsza - jego gwarancją jest przecież cały majątek i dochody, również spadkobierców. 

Walutowi kredytobiorcy nie mieli żadnego wyboru tylko spłacać kredyt w pełni do końca. Tak czy siak bank odebrałby go sobie od nich w pełnym wymiarze. Spłacają więc często kosztem wielkich wyrzeczeń, bo takiego obciążenia dla swoich rodzinnych budżetów nie zakładali.  Na marginesie,  wobec faktu, że kredytobiorcy nie mają innej opcji poza spłacaniem, jakże cynicznie brzmią  wypowiedzi, różnych ekspertów bankowych, którzy twierdzą, że skoro 95% kredytów walutowych jest spłacanych regularnie, to niepotrzebna jest jakakolwiek pomoc dla tych kredytobiorców. Słyszymy to od prezesa Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka, od publicysty Forbes Pawła Zielewskiego, od redaktora Gazety Wyborczej Macieja Samcika.  To tak, jakby powiedzieć, nie ratujmy powodzian, bo ich głowy unoszą się jeszcze nad powierzchnią wody. Po prostu, podłe.

Obejrzyj galerię zdjęć pomnika Kredytobiorcy Walutowego

  MB: Wróćmy do tych "znaczonych kart", którymi, według Pana Profesora, grały banki. Podał Pan dwa przykłady, a czy są inne?
Jakub Workut-Rylski: Było ich więcej. Bardzo wiele umów na kredyty frankowe miały klauzule wymagające od kredytobiorców, aby spłacali we frankach szwajcarskich, ale kupionych w banku. Bank ustalał kurs franka i był on od 8 do 10 procent wyższy od kantorowego – to były te „spready”. Były też klauzule, które pozwalały zarządowi banku zmieniać oprocentowanie kredytu niezależnie od rynkowych wskaźników. Także klauzule o karze za wcześniejszą spłatę kredytu. Banki zmuszały kredytobiorców do wykupienia ubezpieczenia kredytu, które oferował partner banku po niekorzystnych cenach. Banki nakłaniały do brania walutowych kredytów poprzez udzielanie większych kredytów w walutach niż w złotówkach. Klient miał wybór, albo kupić mieszkanie za kredyt walutowy, albo nie mieć mieszkania, bo otrzymany kredyt złotówkowy byłby za niski. Poza tym modele obliczeniowe zdolności kredytowej stosowane przez banki nie uwzględniały ryzyka zmiany kursu waluty.
Wielki błąd kredytobiorców frankowych polega na idealizowaniu rynku i liberalizmu. Rynek nie jest sprawiedliwy ani neutralny. Polski liberalizm stwarza większe możliwości ludziom bez skrupułów oraz silniejszym uczestnikom rynku. Wielcy gracze rynkowi mają więcej informacji, mogą manipulować informacją, mogą rynek „ustawić”, mogą zyskać wpływy w administracji państwowej i w mediach. A jeżeli rząd jest po stronie wielkich graczy, to obywatel naprawdę ma małe szanse sukcesu. Więc to nie było tak, że kredytobiorcy walutowi podjęli świadomie ryzyko i przegrali w sprawiedliwej grze losowej jakim miał być rzekomo rynek. Oni przegrali w grze z szulerami. Powinni widzieć siebie, jako ofiary banków i polityków, i postępować jak ofiary, czyli żądać sprawiedliwości.
MB: Na czym polegałaby sprawiedliwość w tym przypadku?
Jakub Workut-Rylski: Kredyty walutowe udzielane w okresie 2004 – 2008 przyniosły bankom krociowe zyski, przy zerowym ryzyku, a banki, jak powiedziałem, nie grały uczciwie. Te zyski są odbiciem strat jakie ponieśli kredytobiorcy i powinne być podzielone miedzy bankami i kredytobiorcami.

Koniec części pierwszej. Część druga rozmowy już wkrótce.

8 komentarzy:

  1. Co za ściema, ten pomnik symbolizujący zejście ludzi do podziemia w czasie wojny stoi na świdnickiej dużo dłużej niż najstarszy kredyt walutowy. Po co te tanie chwyty zachęcające do czytania, skoro tekst sam w sobie jest wartościowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy to prawda z tym pomnikiem, ale jeżeli nawet nie, do swietny pomysl, aby to był pomnik Kredytobiorcy. Te smutne zrezygnowane postaci wchodzące pod ziemię, spędzjące pod ziemią, metaforycznie, okres spłaty, i na koniec wychodzące spod ziemi, umęczone i nadal smutne. Ten pomysł daje pomnikowi dobry sens, bo dotad to była taka gra absurdu.

      Usuń
    2. W czasie wojny to tutaj tylko Niemcy schodzili do podziemia. Postawili pomnik Niemcom z II wojny?! Chyba cos ci sie kochasiu pokręciło.

      Usuń
  2. Tekst wartosciowy, ale sciemy nie widzę. Absolutnie nie jest prawdą, że pomnik jest starszy od najstarszego kredytu walutowego. Nie jest prawdą, że to pomnik ludzi schodzących (i wychodzących?) z podziemia. Jcy ludzie i z jakiego podziemia? Pomnik był odsłonięty jako pomnik Przechodnia a jest popularnie zwany "Przejscie" - z powodów wyjasnionych w wywiadzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że jest starszy. Jego koncepcja powstała bodajże w Stanie Wojennym.

      Usuń
    2. Koncepcja, rozumiana jako mglisty zarys przyszłych działań, to może i powstała w stanie wojennym. Ale koncepcja kredytów walutowych pewnie sięga co najmniej czasów Renesansu, a więc jest starsza. Ale żarty na bok, liczy się przede wszystkim interpretacja twórcy, a ta ewoluuje w sposób ciągły przez fazę koncepcji, projektu, realizacji,a nawet może być "podostrzona" i po realizacji, na przykład, w reakcji na przyjecie i odbiór pomnika przez publikę, i na jej potrzeby. A Autor mówi - postawiłem pomnik Kredytobiorcom.

      Usuń
  3. Wszystkich zainteresowanych pozwem zbiorowym przeciwko BPH (dawne GE) zapraszam na http://www.frankiwbph.pl/. Mamy już ponad 230 osób!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. kredyty w obcych walutach są zawsze nie bezpieczne najlepiej brać w polskiej. Poczytajcie więcej tutaj, umieszczam wpisy dotyczące kredytów.

    OdpowiedzUsuń

Share icons from Share it